Fot. Bogumił Bar |
Fot. Bogumił Bar |
Steampunk uwielbiam, nadal wprawdzie mam 1/100 poziomu, jaki bym chciała osiągnąć i ogromne braki w dodatkach i rekwizytach, ale powolutku się gromadzą. Stylizację starałam się dopasować do pleneru, jakim dysponowaliśmy - stare podniszczone tabory sugerowały mi, by iść raczej w stronę "steampunkowego westernu", postaci podróżniczki-awanturniczki, nie dostojnej wiktoriańskiej damy. Postawiłam więc na spódnicę z wygodnym rozcięciem, kapelusz z piórkiem i spluwę w kaburze (tak, jestem leworęczna, tak, kaburę mam dla praworęcznych, tak, wiem o tym, won). Przydałoby się więcej skórzanych akcesoriów, ale póki co przerastają mnie finansowo. Wszystko w swoim czasie.
Miejscówka, w której pracowaliśmy, jest kompletnie i całkowicie obłędna. Serio. Jak ktoś nie był - polecam wycieczkę do skierniewickiej Parowozowni (w jesiennej aurze będzie się prezentowała imponująco, poza tym część jest w zadaszonej hali). Jeśli ktoś, jak ja, uwielbia stare pociągi i drepcząc między stuletnimi taborami czuje się niczym w opowiadaniu Grabowskiego - spędzi tam kilka świetnych godzin. Pociągi stoją w "swoim naturalnym środowisku", jak na starym zakurzonym dworcu, a nie w muzeum za szybką, co dla mnie liczy się jako tysiąc punktów na plus - dzięki temu nieco bałaganiarskiemu otoczeniu naprawdę można przenieść się w czasie, a nie zastukać w szybkę.
Fot. Glow of Darkness |
Organizacyjnie - wielki ukłon w stronę organizatorów - Aśki i Sławka. Dobra robota, nie mam się do czego przyczepić,choć czepiać czasem się lubię.
Dzień spędzony w kreatywnej i pozytywnej atmosferze, ciężko wprawdzie uniknąć tworzenia się "podgrupek" - raz, że fotografowie zawsze są na różnych etapach doświadczenia, dwa - rozumiem, jak ciężko może być się powstrzymać przed zrobieniem kilku ujęć, gdy widzą, że dzieje się coś fajnego. Zdarzało się więc stać bezczynnie podczas gdy kilka osób fociło sobie nawzajem nad głowami jedną czy dwie osoby, były to jednak sytuacje bardzo rzadkie, zresztą w pokojowej atmosferze takie zgromadzenia były rozpędzane zarówno przez organizatorów, jak i samych uczestników (tu też przydaje się zostawienie nieśmiałości w domu - zamiast stać bezczynnie należy po prostu wyhaczyć "wolnego" fotografa/modela i wziąć go pod pachę w jakiś ustronny kącik. Dobrze jest mieć pomysł na kadry, ale nawet jak nie ma, są spore szanse, że coś się urodzi spontanicznie. Stylizacyjnie wszyscy prezentowaliśmy wyrównany poziom, a jeśli komuś nie podoba się moja gęba lub kompletnie nie ma na nią pomysłu - trudno, jego/jej ból, a ja szukam dalej). Nie przydarzyło mi się też na większą skalę coś, czego w tak dużych sesjach nie lubię najbardziej - kilku fotografów, kilku modeli lub co gorsza sama ja, i każdy fotograf z półkola pokrzykuje sprzeczne instrukcje: "Spójrz na mnie!", "Patrz w lewo!", "Głowa niżej!", "Broda wyżej", "Patrz na niego z pożądaniem!", "Mówiłem, patrz na mnie!", "Idź!", "Stój!" - ma się wtedy ochotę powiedzieć "Idźcie wy wszyscy w ciul, ja idę na piwo". Jak widać, przy odpowiedniej kulturze uczestników, ogarnięciu i spokoju wewnętrznym się da - nawet jeśli fotografów jest kilku, a emocje towarzyszące łapaniu idealnych kadrów są spore (bo i emocje były, i dym nieposłuszny, i do moich uszu dotarło chyba kilka drobnych sprzeczek, które jednak nie wpłynęły na komunikację na linii fotografowie-modele w żadnym stopniu).
Także ogromnym pozytywem było to, że plenerowi obce były wszystkie wady sesji grupowych, z którymi zetknęłam się w przeszłości. Jest to też dowód na to, że wszystko jest kwestią organizacji i odpowiedniego doboru ludzi, którzy jako-tako potrafią się i między sobą dogadać, i pilnować. Efektem tegoż jest również to, że w czasie sesji powstało wiele świetnych kadrów, które (z czym, niestety, również bywają potężne kłopoty) nie dość, że ujrzały światło dzienne, to jeszcze zostały mi dostarczone dość szybko i, poza drobnymi wyjątkami (wyjątki wiedzą, że do nich mówię) bez większych walk i próśb. Zostało tylko czekanie na analogi, ale analogom wybaczam wiele i daję im tyle czasu, ile potrzebują.
Fot. Glow of darkness |
Z ekipą w podobnym składzie spotkam się już niebawem, by zmierzyć się z tematem, z którym mam jakiś ogromny, wewnętrzny problem, chyba pod tytułem "ambicje przerastają możliwości". Przełamanie się i tego lęku, który mnie w tym temacie blokuje od lat, choćby i wyszło na 3- będzie tak czy siak sukcesem. Ale o tym - kiedyś w przyszłości ;).
A tymczasem zapraszam do przejrzenia jeszcze kilku kadrów. Co sądzicie?
ORGANIZACJA: Joanna Kołakowska i Sławomir Tomaszkiewicz
GDZIE: Parowozownia Skierniewice
MODELUJĘ I STYLIZUJĘ SIĘ: mła
MUA: Vanity Delacroix
POZUJĄ ZE MNĄ: Asia, Janek, Kaja, Rex, Kasia
AUTORZY ZDJĘĆ Z WPISU: Bogumił Bar, Glow of Darkness, Szwedacz Photo Trips, Vi and her art, Amadeusz Andrzejewski, Kacper Pasicz Art of Light.
Fot. Szwendacz |
Fot. Vi |
Fot. Kacper |
Fot. Amadi |
Fot. Glow of Darkness |
Fot. Bogumił Bar |
Fot. Glow of Darkness |