...no właśnie. To pytanie usłyszałam w miniony piątek już po raz trzeci, i, prawdopodobnie również po raz trzeci, odpowiedziałam coś głupiego. Wielkim mówcą raczej już w życiu nie zostanę, a nadal ciężko mi ubrać w kilka słów te wszystkie emocje i doświadczenia, które towarzyszą mi podczas festiwalu. Z góry więc ostrzegam, że będzie chaotycznie i bardzo subiektywnie.
Script Fiesta to festiwal dla scenarzystów, zorganizowany w tym roku już po raz piąty przez Agnieszkę Kruk ( Storylab - Polly poleca ) w gościnnych progach Warszawskiej Szkoły Filmowej i Kina Elektronik.
Ostatnie przygotowania. Fot Instagram |
Dodatkowo, już po raz trzeci (i na pewno nie ostatni), miałam zaszczyt i przyjemność dołożyć swoją cegiełkę do organizacji, i z pełną odpowiedzialnością mogę rzec: "I love this job", nawet jeśli ostatnie dwa tygodnie spędziłam jako niedospany, zakatarzony na maksa człowiek-chaos. Uczę się, jestem w środku czegoś świetnego i jeszcze mi za to płacą - czegóż chcieć więcej? (tak, to jest te pięć sekund, kiedy można mi zazdrościć)
(ok, już)
Nie wiem za bardzo jak podejść do relacji, gdybym chciała opisać każde spotkanie, w którym uczestniczyłam i każdą nową informację, jaką zdobyłam, pisałabym to przez miesiąc i wpis miałby ze dwadzieścia stron. Nie chcę też napisać jednego wielkiego peanu pochwalnego (choć na razie tak to wygląda, pardon me, zaraz wymyślę coś okropnego), bo też ciągle się doskonalimy, znajdujemy niedociągnięcia i widzimy przed sobą drogę do "Script Fiesty idealnej".
Na pewno też po tegorocznej edycji widzę, jak wiele przede mną, jeśli chodzi o moje sesje czytania scenariuszy - źle nie jest, oczywiście (przynajmniej taką mam nadzieję?), ale też urodziło się w głowie kilka konceptów, co powinnam zrobić, aby było jeszcze lepiej :).
Czytanie scenariusza. Fot. Syrena Pictures (zdjęcie z 2015, ale je lubię) |
Czytanie scenariusza. Fot. Syrena Pictures. |
No dobra, przesadzam z tymi bęckami, bo zawsze jest konstruktywnie i sympatycznie, dużo pochwał leci, czasem nawet za dużo, a krytyka jest konstruktywna, kulturalna i poparta kolekcją pomysłów rozwiązania problemu.
Tiszert pracowniczy mój najulubieńszy. |
Część druga, czyli (chwila liczenia na palcach, matematyka nigdy nie była moją mocną stroną) 18 spotkań, wykładów i warsztatów, z czego na walnej większości byłam, ponad 20 inspirujących, mądrzejszych niż ja osób, które zechciały podzielić się kawałkiem swojej wiedzy i historii, kilkadziesiąt zapisanych notatkami stron i kilkadziesiąt godzin chłonięcia wiedzy plus krótkie przerwy na zawieranie licznych i owocnych mam nadzieję znajomości. Gdy siadłam do tego tekstu (przedwczoraj...) miałam plan wybrać po jednym spotkaniu z każdego dnia i opisać szczegółowiej, ale gdzieś w międzyczasie rozmył mi się sens tegoż.
Zadowolę się więc starą dobrą improwizacją.
Warsztaty "Jak przygotować się do Pitch Fiesty". Głos producenta. Fot Instagram |
Tempo znikania wina podczas wieczornej części półoficjalnej świadczyło o dużej frekwencji. Po kanapkach zostało tylko mgliste wspomnienie i pół pomidorka koktajlowego.
Konrad Aksinowicz pokazuje działanie mądrego programu. Fot Instagram |
Wtorek całkiem fajnie opisała Kasia na swoim blogu, co daje mi wygodną wymówkę do skrócenia nieco tych moich i tak zbyt długich wynurzeń, bo zgadzam się z nią w 100% (no, poza kawałkiem o Bukowskim, którego nie lubię).
Bodo Kox wraz ze swoją mimiką. Fot. Syrena Pictures. |
No i na deser pożywka dla mojego pierwiastka feministycznego, czyli panel o kobietach w kinie. "Kino to nie jest zabawa dla małych dziewczynek" padło gdzieś z tyłu sali, podobno jako dowcip, jednak nie rozbawił towarzystwa. Mnie też nie. Do wojujących feministek mi daleko i nie miałam jeszcze negatywnych doświadczeń z racji płci, ale temat siłą rzeczy jest mi bardzo bliski. Dyskusję znalazłam jako, znów, wielce inspirującą, odkryłam też, że mimo pisania głównie o babach mam problem z konstruowaniem postaci bab. Liczę, że nowo nabyta książka u miłego pana z wydawnictwa pomoże mi rozwiązać wiele problemów, bo braki w wyrazistych postaciach kobiecych niestety są mocno zauważalne (i u mnie, i w ogóle).
Babski panel. Fot. Syrena Pictures. |
Czwartek zaczął się... ciekawie. Oprócz tego, że na samo słowo "poczytny" jeszcze przez jakiś czas będzie mi wracał tik nerwowy w prawym oku, to zostałam fanką. Bloga. Poczytnego, zresztą. W trzy wieczory pochłonęłam go w całości, polecam. A zaczęło się właśnie od czwartkowego spotkania z Arturem Wyrzykowskim, celem analizy filmu "Body/Ciało". Byłam ciekawa, ale i mocno nieufna - z jednej strony do polskich filmów z założenia podchodzę jak pies do jeża, z drugiej, niekoniecznie przekonywała mnie idea krytykowania scenariuszy z linijką w ręce. Dla mnie jednak okazało się to być bardzo cenne, bo mam brzydki zwyczaj podchodzenia do filmów w ogólności zbyt bezkrytycznie i "nieanalizatorsko". Taka ilość pytań "po co" i "dlaczego" ma dla mnie silne walory edukacyjne. Samo spotkanie troszkę za bardzo się rozeszło w spory między analizą a interpretacją, a ja niestety zgadzałam się z prowadzącym, byłam więc nudnym i cichym uczestnikiem (scena psychodramy w tym filmie jest naprawdę mega. Szkoda że tylko ona). Sporo za to podpatrzyłam, na co zwracać uwagę, jakie stawiać pytania, zarówno przy oglądaniu, jak i przy pisaniu. A w sumie chyba o to chodziło.
Julian Friedmann. Fot. Syrena Pictures. |
Piątek, ostatni dzień, bardzo intensywny. Zaczął się od wykładu Ronalda Kruschaka o bardzo chwytliwym tytule "Between fate and destiny". Słuchałam, znów, z rozdziawioną buzią, a długopis aż mi się nagrzał od bazgrania notatek. Kino popularne czy familijne jakoś wydają się "nie moją działką", ale jak wiedzę dają, to biorę, zwłaszcza podaną w tak przystępny i sympatyczny sposób. Nawet jeśli nie zacznę na starość pisać o dzieciach i ich pieskach, zdobyta wiedza przyda mi się i przy innych tematach.
Agnieszka i jej trzy akty w pigułce. Fot Instagram |
Festiwal zakończyło spotkanie z Tomkiem Wasilewskim. Trochę smętna, trochę w trybie zombie byłam już nieco nieuważna, ale to kolejna mega zdolna osoba, która dążyła do spełnienia swoich marzeń długo i skutecznie. Słuchanie historii jego sukcesu (ale i trudnej drogi do niego) było bardzo budujące. Artysta, wrażliwiec, indywidualista, pisanie intuicyjne i nagroda za scenariusz. Trochę zazdroszczę, bardziej podziwiam.
W przerwie chwila na pamiątkową fotkę z mym dzielnym towarzyszem (pozdro, Jones!) |
Oficjalnym zakończeniem festiwalu było OFF RECORD PARTY, czyli klasyczna integracja przy drinku i piwku w lokalu. Moim zdaniem idea się świetnie sprawdziła, dobrze się było pointegrować i spędzić trochę czasu na luźnych pogaduchach ze starymi (często bardzo starymi...) i nowymi znajomymi. Kto wie, może kolejne wcześniej niż za rok... :)
Odespałam, wypoczęłam, działałabym dalej. Tymczasem, bogatsza o nową lekturę i wiedzę, siadam do pisania :).
Na koniec ogromne podziękowania dla całego teamu organizatorskiego, z którym spędziłam świetny, kreatywny i pracowity czas, a najbardziej Inez za organizację Fiesty i umożliwienie mi bycia jej częścią.
Więcej zdjęć na oficjalnym Instagramie.Na fanpage Script Fiesty, oprócz ogromu zdjęć, także mnóstwo informacji i filmiki idealnie oddające klimat festiwalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz