Może tytuł powinien brzmieć raczej "10 powodów, dla których warto mieć stylistkę na sesji".
Ewelina na swoim blogu pisała ostatnio, że suknia sesji nie czyni. I ja się z nią zgadzam w stu, a nawet dwustu procentach Bo nie czyni. I tu chciałabym się trochę powymądrzać w temacie zalet obecności stylistki podczas zdjęć. Bo, oczywiście, można zrobić tak (i większość osób tak robi):
1. Wypożyczyć suknię.
2. Ubrać w nią modelkę.
3. Iść do parku.
4. Robić zdjęcia.
5. Oddać suknię.
W przypadku takiego scenariusza - dla mnie najistotniejszy jest punkt piąty ;). Oczywiście przy wypożyczaniu również staram się pomagać w wyborze i służyć wiedzą i doświadczeniem (o ile, oczywiście, nie spóźnisz się półtorej godziny. Wtedy albo mnie nie zastaniesz, albo zastaniesz bardzo złą i w piżamie). Podpowiadam, prezentuję, podpytuję o urodę modelki, jeśli jest ona nieobecna. Ale często, jak to z wypożyczalniami bywa, klient wybiera sobie suknię ze zdjęć, ja ją przygotowuję, pakuję i potem jedyne, co mnie obchodzi, to by wróciła do mnie w terminie i dobrym zdrowiu.
Fot Kamila Krawczyk, plener Radomskiego Towarzystwa Fotograficznego. Apolon przy robocie walczy z bardzo efektownym, ale i bardzo złośliwym trenem. |
Zaczynając od rzeczy najbardziej oczywistych, czyli - ogarnie ciuszki, przywiezie je i ubierze w nie modelki. Halki, gorsety, treny - nierzadko upakowanie w tym modelki przypomina scenki rodzajowe z obrazów barokowych. Tu zasunąć, tam podpiąć, gorset zawiązać... Zdarzało się, że po sesji docierały do mnie zdjęcia w moich ciuchach - a tam kiecka wisi byle jak, halki modelka założyć nie chciała "bo nie", kawałek stanika wystaje gdzie nie powinien czy, o zgrozo, gorset założony jest do góry nogami. Nie zawsze, oczywiście, ale nie były to też odosobnione przypadki. Oprócz tego, że dostarczam stroje na plan i pilnuję, żeby modelka założyła odpowiednie elementy na odpowiednie części ciała, w czasie sesji cały czas dbam o to, by to dobrze wyglądało. Żeby sadełko nie wyłaziło, żeby stanika czy boczków nie było widać, a zwały materiału i falban spódnicy były równo ułożone i doskonale prezentowały się na zdjęciu. Plus - stroje baśniowe to jednorazowe, unikalne zazwyczaj egzemplarze, więc rzadko kiedy idealnie pasują na naszą modelkę - stylista z zestawem agrafek, klamerek i spinaczy wie, jak to złapać, by dobrze wyglądało i nie rozpadło się po trzech minutach. Nie wiem jak inni, ale ja w czasie zdjęć nie klepię w fejsbuka gdzieś w kącie, tylko cały czas uczestniczę w sesji, pilnuję, czy wszystko się trzyma i wygląda jak należy, układam kiecki, obieram je z paprochów i staram się mieć swoją działkę pod kontrolą. Gratis - jak trzeba, to i blendę przytrzymam ;).
Fot Kasia moja ulubiona . Tu akurat pozuję sama, ale stylizacja również w całości leżała w moich rękach i zadbałam, by gadżetów był dostatek i możliwe były różne z nimi kombinacje (gogle, kapelusz, rękawiczki, książka etc etc) |
Doradzi też początkującej modelce (niepoczątkującej też może, ale prawdopodobnie nie musi), jakie pozy może przyjąć, by pokazać zalety stroju i dobrze się w nim prezentować - szerokie bufiaste rękawy, kryzy czy spódnice do ziemi, choć piękne, często są zabójcze dla naszej sylwetki i trzeba szczególnie uważać przy pozowaniu, aby zamiast księżniczki nie wyszedł Bobek z Muminków (pozowanie w takich stylizacjach to temat na osobny wpis - kiedyś może napiszę, póki co nieco w tym temacie napisała Ewelina w podlinkowanym wyżej wpisie).
Wyszedł mi trochę post bałwo-auto-chwalczy, bo pisałam przez pryzmat swojej osoby i swoich doświadczeń, ale sądzę, że inne "klimatyczne" stylistki mają podobne do mnie podejście i doświadczenia.
Smutno jest mi trochę, że styliści na sesji są tak bardzo niedoceniani. Z jednej strony obecność stylistki uważana jest za zbędną, bo po co i w ogóle, z drugiej - jak już jest, to traktowanie jej jak służebną pannę ("Weź trzymaj tą blendę!", "Nie założę tej szmaty", "Modelko moja, zdejmij z siebie to gówno" to tylko nieliczne przykłady). Nie wiem na ile się to przekłada np na sesje street fashion, bo w tych klimatach nie siedzę, ale jeśli chodzi o wszelkie baśnie i fantastyki - rola stylisty sprowadza się do dostarczyciela kiecki i "Po co mi stylistka? Przecież sam(a) zrobię to równie dobrze!". Zrobić? Owszem, zrobisz. Równie dobrze? Zapewne nie...
Oczywiście, rozumiem, że żywot artysty ciężki jest w tym kraju, z pieniążkiem słabo, a jak już ten pieniążek jest, to milej go wydać na coś innego, niż na ciuchoogarniacza, zwłaszcza, gdy w sumie nie masz pojęcia, co ten ciuchoogarniacz w czasie zdjęć robi i dlaczego jest potrzebny. Ale może jednak czasem, gdy po głowie krąży Ci świetny koncept, warto zainwestować trochę więcej i mieć pewność, że gorset będzie górą do góry, nie trzeba będzie usuwać z każdego zdjęcia ramiączka od stanika, a każda falbanka będzie na swoim miejscu?
A no. Ludzie często uważają, to tylko ciuch czemu mają płacić, zwłaszcza jak mają zerowe doświadczenie to ino myśl, że po co stylistka. Co to. Nie umie modelka sama sukienki założyć? A potem jak mówisz, tu odstaje, tam coś widać, to źle zapięte itd... Ale po co. Nie raz mnie też pytali czy nie wypożyczę stroju, patrząc na Twoje przeboje nigdy nawet o tym nie myślałam, bo wiem jak czasem modelki/modele mają w dupie co noszą na sobie. krew mnie zalewała, kiedy na sesji nie szanowano moich ręcznie robionych ubrań i dodatków, które zajęły sporo czasu przy robieniu i dużo kosztowały. A co tam, najwyżej się uszkodzi;/
OdpowiedzUsuńDlatego nie wypożyczam ręcznie robionych czepców, biżuterii czy zabytkowych rekwizytów, nie ma opcji. Jak ktoś chce korzystać ze skarbów, to tylko pod moim czujnym okiem. Bo jak pomyslę, że wydałam na coś kupę golda albo poświęciłam 2 tygodnie pracy, a ktoś tym yebnie i powie "oj, samo się, ale nic się nie stało, hehehe, nie?" to mi się słabo robi. Wiadomo, nie każdy tak robi, ale wolę się nie przekonywać na własnej skórze.
UsuńDokładnie...Nie rozumiem czasem braku poszanowania cudzych rzeczy przez osoby trzecie:/
Usuń