poniedziałek, 1 lutego 2016

Nowosci ciuchowe vol. 2

Zgodnie z obietnicą, część druga nabytków. A że mi "się zeszło" (samo, oczywiście) pół roku od ostatniego chwalipięctwa, to te nowości są nie wszystkie takie znowuż nowe w mej szafie. Uwieczniam na fotografiach sprzętem mym zarąbistym w kolejności nie chronologicznej, a takiej, w jakiej udało mi się me skarbeńki wygrzebać (jeśli kogoś nurtuje pytanie gdzie ja to wszystko mieszczę, spieszę z odpowiedzią - nie mieszczę).
Bez zbędnego gadania, lecim z fotkami.
Jeden z najcenniejszych łupów, przy okazji pewnie jedna z największych perełek w szafie. Zielona satyna, czarna gipiura i multum czarnej koronki, stara robota, pewnie jakaś maturzystka śmigała 30 lat temu. Zachwycam się jak rzadko kiedy. Dodatkowym plusem jest to, że kiecka jest fabrycznie dwuczęściowa, więc mogę zarówno ją wykorzystać w całości, jak i łączyć w inne zestawy.
Ta sama kieca co powyżej, tylko zamiast koronkowej spódnicy "od kompletu" wzięłam niestarzejący się klasyk - kawałek od spódnicy 100in1 z Papercats. Do obu zdjęć Hermenegildę ubrałam tez w halkę na kole, moim zdaniem bez stelażu po spodem suknia prezentuje się o wiele biedniej.

Orientalna w wyrazie bluzeczka z półprzezroczystego tiulu w kolorze ciemnozielonym. Mam niesłabnącą fazę na odcienie zieleni i szmaragdu, a ciężko znaleźć ciuszki w tych kolorach, więc nie odmówiłam sobie nabycia tiulu na wagę :D.

Na to cacko twórca nie żałował ciężkiego, mięsistego materiału w listki. Ozdobna, obszerna suknia teatralna, zachwycam się, jeno wymaga inwestycji w porządne zapięcie.

Bordowa księżniczkowa suknia. Góra z weluru (miętki, porządny, nie jakieś podróby), dół z pięknego wytłaczanego materiału, mogłoby go więcej być, ale na halkę jak widać włazi, więc jest ok. Przed wrzuceniem w jakiś oficjalny katalog wymaga obowiązkowo wyprasowania, niestety.

Czarna obcisła jak szlag sukienka, dwie warstwy, dolną chyba skrócę, bo ma głupią długość (nad kostkę, więc się utnie i będzie sexy). Upolowana w lumpiku pod domem.

Pamiątka rodzinna, czyli ciotka robiła porządki w szafach. Kolor wcale nie jest złoty, tylko zielony, plec fikuśnie odsłonięty, zacność.

Udajemy, że jesteśmy pinupowe. Wołała mnie, nie mogłam jej odmówić.

A tu, drodzy państwo, mamy eksponat H - peniuar z 1994 roku, klasa i zabytek sam w sobie. Cycuś prześwituje, dół powiewa, nic, tylko nagości zakryte cykać.

Gotickie kamizelki mam już chyba ze cztery i jak mi brzuch zmaleje to chyba naprawdę je będę woleć od gorsetów

A tu, drodzy państwo, musicie mi uwierzyć na słowo, że na zdjęciu widnieje urocza stara koszula nocna. Wytłaczana, z fikuśnym kołnierzykiem (pomięta jak szlag). Mimo starań nie udało mi się sfocić (i tak, zauważcie państwo, progres od poprzedniego wpisu w tym jakże obszernym cyklu :P )

Zakochałam się w tym fikuśnym falbaniastym dekolcie.

Żabot, falbanki, fikuśne rękawy, niby mam takich już kilka, ale są tak uniwersalne czy to pod gorset, czy to do "wiktoriańskich" stylizacji, czy to do zakrytej golizny, że chyba nie zaszkodzi kolejna w kolekcji.

Biała wiktoriańska kieca, jedna z wielu na pozór. Na niepozór - niemalże 100in1, bo prześwituje solidnie, może być więc i klasycznie bajkowo, i zjawowo, i zmysłowo, i może być bazą do stu różnych skomplikowanych bardziej stylizacji. Lubię takie ciuszki, do milionera mi daleko, a miejsce w szafach skończyło się rok temu, wiec prosta kiecka, z której można zrobić sto różnych stylizacji i pasuje do wielu klimatów to bardzo dobra inwestycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz