wtorek, 28 lipca 2015

No valid is broken - Castle Party 2015

Emocje trochę opadły, połowa szczegółów zdążyła zapewne już wylecieć z pamięci, zakładamy więc, że zostało tylko to, co ważne.
Oto bardzo subiektywna i bardzo chaotyczna relacja z Castle Party ad 2015 by Apolon.
Zaczynając od końca, czyli że od podsumowania - było to najdziwniejsze CePe ever, a z obliczeń na tłustych paluchach wynika, że już apolonowe dziesiąte (rocznicowo!). Było też dowodem, że Castle Party to jakaś inna, oderwana od czegokolwiek odnoga spodni rzeczywistości, albowiem co by się nie działo i jak źle by nie było, Apolon i tak będzie się bawił zajebiście (dużo niefajnych kawałków się pojawiło, dużo. Ale nie poświęcimy im uwagi w tym odcinku, dziękujemy bardzo za uwagę).
Pogawędka z Nabuchodonozorem
CZWARTEK
Źle się już zaczęło. Transportowy chaos w przeddzień wyjazdu i krążenie taksówką po całej Warszawie (nauczyć się: Apolon zawsze ma rację, zwłaszcza wtedy, kiedy wolałby jej nie mieć. Powtórzyć. Zapamiętać). Jednak po otarciu piany z ust i pogawędce z Nabuchodonozorem jakoś się wzburzone nerwy ukoiły (mogło w tym dopomóc wino zacne musujące from Biedronka) i wąpierze poszły spać.
I nie mogły spać, przynajmniej część żeńska.
Na CP część żeńska już wyruszyła niewyspana. Tylko po drodze jakoś o tym zapomniała. Droga upłynęła na nader niegotyckich rechotach i dużej ilości zacnej muzy serwowanej przez dj kierowcę Kasię.
I tak oto zjawilim się, po roku, w Bolkowie. Polcia wysiadła z autka przed nowym w mieście marketem marki Dino, rozprostowała tłuste kopytki, spojrzała na zamek ten sam co zawsze, z tą samą co zawsze łopoczącą smętnie płachtą i odczuła w piersi gromkie "I'M BACK!". I aż łezka samotna kryształowa zaszkliła się w kąciku polcinego oczka.
A potem poszliśmy zwiedzać Dino i nabyć podstawowe artykuły śniadaniowe. I nie tylko.
A potem ruszylim w miasto, dając się pochłonąć castlowej atmosferze i nie było już czasu na łzy i wzruszenia, bo z za dużą ilością ludzi trzeba było się witać. Czwartki, ogólnie, nie obfitują w polcinej historii w szczególnie epickie wydarzenia. Zamek --> karnecik (kolejny rok z rzędu wygrany, a co. Opłaca się być lansiarzem. Podziękowania dla CityFun24 za docenienie wampirzych starań) --> kościółek do oporu. W tym roku jedynym czwartkowym postanowieniem było: zapamiętać go. Gdyż, niestety, niechlubną tradycją apolonowych castlów jest luka w pamięci z czwartku na piątek. Za dużo znajomych, za dużo... Pewnym zaskoczeniem okazała się atakująca znienacka wiadomość od czesko-norweskiego castlowego przyjaciela, którego Apolon się nie spodziewał, a który napisał "Dzie Apolon? Bo my pod kościołem, Apolon przyjdzie jak jest w rejonie", czym przerwał pre-degustację nalewek w Kotobusie (Kotobus). Apolon zagarnął więc Wąpierza i podreptali posłusznie.