niedziela, 31 maja 2015

Zen - tu nie bywam

Zgodnie z przewidywaniami, po widowiskowej górce nastąpił (niewidowiskowy, niestety) dołek. Całokształt niechaj zobrazuje ten oto obrazek.
Tym razem po lewej stronie skali.
Źródeł - miszcz
Niechaj za całość dzisiejszej mej mądrości odpowie fakt, że największym osiągnięciem minionego tygodnia było odkrycie, że nadal, mimo starczego sadła, jestem w stanie wykonać akrobację pt "mostek z siadu płaskiego na dupie" i następnego dnia się poruszać.
I mnie nic nie boli.
Wow tak bardzo.
Osiągnięciem drugim jest uknucie terminu "kluske fatale", gdyż albowiem im bardziej jestem
okropna i materialistyczna, tym bardziej obcy ludzie mnie biorą za okropną i niematerialistyczną (innymi słowy, im bardziej oceniam człowieków pod kątem przyszłych korzyści, tym bardziej jestem posądzana o niecne zapędy matrymonialne). Z kimś tu jest coś mocno nie tak, tylko za Chiny Ludowe nie potrafię ocenić, z kim.
Miały być trzy dni leniwej buły, zrobił się tydzień, nie lubię ogromnie, jak mi się tak wszystko rozłazi, memła i rozpierdala, bo im dłużej człek tkwi w burrito/leniwej bule, tym bardziej się robi burritobułowy i tym trudniej się potem z burritomode wygramolić.
A gdy człowiek zaczyna się utożsamiać ze sceną drugą dramatu ludzkiego pt "Dziennik Bridget Jones" (moja słabość do Brytoli nie jest chyba niczym szczególnie dziwnym?) to znak, że czas najwyższy wygrzebać się z kocowej rolady i coś ze sobą zrobić, bo puka się już do dna od spodu.
Tak więc koniec buły filozującej i buły zawijanej burritem, kolejny wpisio będzie już do rzeczy, obiecuję, albo zamilknę na wieki!
A tymczasem parę obrazków made by Nie-jestę-fotografę-Polly.
Czterech i pół sztuk szczurzych trucheł, przyniesionych dziś przez kotki, pozwoliłam sobie nie fotografować.
Tak wygląda człowiek, który okazjonalnie przegina z literaturą, w dniu 25 maja.
Prawda! Sprawiedliwosc! Wolność! Miłość W Przystępnych Cenach! Jajko Na Twardo! Don't Panic! ‪#‎zadużoksiążkuf‬ ‪#‎gloriousrevolution‬ ‪#‎towelday‬

Pajonk... nie, nie Pjotrek. Pajonk Józek (nietowarzyski, przez szybkę, tchórzliwy dziadyga, pff)

Cztery takie postanowiły mnie znaleźć podczas spaceru ;). Gdyby przynosiły szczęście, byłabym wicenajszczęśliwszą osobą na Ziemi (do mojej szacownej Ciotki, która przykucnąwszy przy rabatce ot tak znajduje 40, mi jeszcze daleko)


Muminkowe wróżby motylkowe znają wszyscy. Moim pierwszym w tym roku był ten oto złotawy dżentelmen (serio był złoty... pierwszy raz w życiu), na dodatek dostrzeżony, gdy usadził swoją błyszczącą dupę na mym szlafroku. No przyleciał i se na mnie usiadł... Nie wiem, co to zapowiada, ale będzie zajebiście.

Achilles. Niestety do książkowego pierwowzoru mu brakuje jakieś 250 punktów IQ. Może zmądrzeje z wiekiem.



Straszyk zwany Czesiem (w sumie... wszystkie nazywam Czesio).
Fiona. Bardzo stara, bardzo śmierdząca i bardzo kochana pieseła.

Rekwizyt sesyjny, machnięty spontanicznie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz