środa, 13 maja 2015

A burrito burrito burrito

Miałam opisać epicko, poetycko i dramatycznie miniony mój weekend, gdyż zaiste w historii mojej prywatnej... no cóż, przejdzie do historii.
Ale nie opiszę.
Fotka dokumentująca
W każdym razie, jest środa, a ja nadal jestem pełna energii do życia, inspiracji, i chęci do działania. I dobrze bardzo, niech tak zostanie, bo z takim kopem energetycznym to wkrótce wjadę na Mount Everest na wrotkach.
Albo coś tęgo yebnie i spadnę z tych wysokich wyżyn na twarz. Co, bez wątpienia, również będzie widowiskowe.

 Ale, póki co trwa "Chwilo, trwaj" i się działa. Dziś, na przykład, w etiudzie kumpla wystąpiłam w roli Burrito (konkretnie było to bodajże Burrito#2). Szybka, spontaniczna akcja. "Mam pomysł, robimy". Nader często z takich spontanów wychodzą rzeczy bardzo fajne, tak było i tym razem. To znaczy - co wyjdzie, to zobaczymy, ale na pewno było komicznie, twórczo i momentami silnie absurdalnie.
Taki tam mały bekstejdż z planu, w rolach obsadzone Pati, Pola i Sariel. Pola wreszcie, po dziesięciu latach, doczekała się zagrania samej siebie i dostała rolę idealnie dopasowaną do swojej osobowości. Reżyseria Amadeusz Andrzejewski
Fabuły i formuły, rzecz jasna, nie zdradzę :P. Ale wyszło nam przypadkiem, że wraz z panemrezyserem mamy ukryte talenta (czarno)komediowe, w związku z czym na planie uchichraliśmy się jak zjarane nornice, making of, gdyby ktoś go nakręcił, obfitowałby w obrazy plucia kawą nosem, wciągania kofeiny przez płuca, reżysera latającego w kółko kurcgalopkiem za kamerą, pocenia się pod licznymi kocykami, obżarstwa i festiwal głupich min.

Reżyser również dał się porwać wszechobecnemu zburricowaceniu

A że przy okazji omal nie udusiłam się śmiertelnie (czy kawa w płucach może wykiełkować w drzewo kawowca?) i mam cały wielki wór rzeczy oblanych kawą do prania... Trzeba przyznać, że najśmieszniejsze akcje wyszły nam totalnie spontanicznie. I, również spontanicznie, odkryłam, że filozoficzne dysputy możliwe są przed godziną dziewiątą rano i na trzeźwo. Choć, trzeba to uczciwie przyznać, byłam raczej stroną pasywną dialogu.
Ma profesjonalna scenografia. Jeśli ktoś teraz zakrzyknął "A kysz z tym syfem!" to znaczy, że mi się udało
Oprócz zewu komika, poczułam też zew scenografa. Rzucając starannie zwiniętymi kulkami z papierków po cukierkach z Biedronki uznałam, że zdecydowanie dobrze odnajduję się w komponowaniu chaotycznych przestrzeni (naturalne, że tak powiem, predyspozycje).
Profesjonalna scenografia i dwa profesjonalne burrita. Jedno trochę kanibalistyczne
Obyło się bez fuckupów, bez bluzgania, bez wpad, wszyscy trafili gdzie mieli, nikt się nie spóźnił i nikt nic nie odwalił, i wszystko udało się nagrać sprawnie i bez problemów. Żadnych. Co jest naprawdę, ale to naprawdę bardzo niepokojące.Twórczy a zarazem pełen rechotu dzień, spędzony z twórczymi i rechoczącymi ludźmi, a na deser spacer wśród bzów, ze steadicamem i latającym w kółko reżyserem. I może i nie dostaniemy za efekty dzisiejszego dnia Oscara, ale śmiem wierzyć, że może to być coś, co oglądać się będzie z podobną przyjemnością co koty na jutubie.
Efektami oczywiście będę się chwalić jak tylko się pojawią (nawet tym, którzy nie będą chcieli, i tak się będę chwalić).
A tymczasem biorę się za radosną twórczość scenariuszową (polciny debiut w temacie i formie, albowiem zabieram się za teledysk. W ramach edukacji: oglądam teledyski) jak i rozkminiam intensywnie kampanię crowdfundingową dla Paganarium (tja, ja i social media.... ciekawe jakie skille jeszcze nabędę usiłując zostać Glusiem Filmowcem).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz