Powoli nie możemy na siebie z Hermenegildą patrzeć. Focenie, uwierzcie, po trzysetnym manewrze "zdejmij z wieszaka --> wciśnij na manekin --> fotka z przodu --> fotka z profilu --> zmiana ustawień --> popraw tło --> repeat --> zdejmij z manekina --> rzuć na coraz większy stos" robi się naprawdę, ale to naprawdę nudne. Umilam więc sobie czas tworzeniem improwizowanych stylizacji, ubieraniem się w przypadkowe elementy odzieży i śpiewaniem neapolitańskich pieśni miłosnych.
No dobra, z tymi pieśniami to trochę przesadzam, ale za kilka dni pewnie z nudów zacznę.
Śniegu jak nie było, tak i nie ma... a poszłabym na foty. Taka pogoda, jaką mamy za oknami jest jedyną, ale to jedyną pogodą, na którą nie mam żadnej koncepcji. Błoto, szare pośniegowe grudy z lodu i syfu, deszcz, nawet jak plus 7 to i tak odczuwalna -2... jedyne, co mi przychodzi na myśl, to stylizacja typu waciak, walonki i flaszka bimbru w ręce i robimy klimaty "zapadła wieś lat 70 i 80 w dramatach polskich".
Śniegu jak nie było, tak i nie ma... a poszłabym na foty. Taka pogoda, jaką mamy za oknami jest jedyną, ale to jedyną pogodą, na którą nie mam żadnej koncepcji. Błoto, szare pośniegowe grudy z lodu i syfu, deszcz, nawet jak plus 7 to i tak odczuwalna -2... jedyne, co mi przychodzi na myśl, to stylizacja typu waciak, walonki i flaszka bimbru w ręce i robimy klimaty "zapadła wieś lat 70 i 80 w dramatach polskich".