czwartek, 31 grudnia 2015

Kolorowy wsysacz stresów wszelakich - part 1

Nie, blożek nie umarł, jako i ja nie umarłam (jeszcze) i nie emigrowałam robić incognito kariery w Holyłód (jeszcze). Ku mojej ogromnej rozpaczy nie emigrowałam też na Biegun w celu prowadzenia pustelniczego życia hodowcy reniferów.
Po prostu się popsułam i spędziłam ostatni kwartał tego roku na próbach naprawiania się. Na szpitalnym żarciu utyłam niczym prosiątko, a czy naprawiłam się skutecznie - się okaże. Póki co wypis dostaję równiutko w Sylwestra, więc, niestety, zeszłoroczne ambitne plany pod tytułem "Za rok Londyn choćbym miała paść" (choć i tak 50% spontanicznych postanowień sylwestrowych sprzed roku wykonane, więc nie ma źle), zastąpione zostały warszawską domówką, ale się nie poddaję, a tymczasem sprawdzam czy w ogóle jeszcze umiem poskładać parę literek do kupy  (ucięło mi od dowcipu, wiem, sypię popiół na łeb i obiecuję poprawę!).

Kilka stosów ciuchów czeka, aż będę ciutek bardziej na chodzie i zaserwuję dwie piękne, soczyste edycje #nowewszafie pofocone kartoflem na tle bałaganu, a tymczasem...
...tymczasem problemem mym jest to, że nie radzę sobie ze stresem. A raczej nie radzę sobie ze stresem w żaden sposób, który nie jest niezdrowy, niedrogi i nielegalny. A że alkohulu i używek zażywać mi nie wolno (i w zasadzie to, o zgrozo, nie chcę, chyba nie wdałam się w nasze słowiańsko-wschodnie korzenie), od leżenia w wannie z bąbelkami odmięka mi *upa i boli łeb, na zakupoholizm nie mam już dawno piniondza, a od zażerania stresów i dziabągów wkrótce będę szersza niż wyższa (o co przy moim wzroście nietrudno...) to zarażenie się od koleżanki z oddziału (pozdro Beatka!) rozrywką pozornie dla przedszkolaków było dla mnie prawdziwym zbawieniem.
A mówię, oczywiście, o zarazie, która rozpanoszyła się na świecie już jakiś czas temu i nie mam pojęcia, jakim cudem dotąd się przede mną uchowała - antystresowe kolorowanki dla dorosłych. Pozornie pożywka dla mojego infantylizmu (paszli won od mojego infantylizmu!), w praktyce... mazianie kredkami maleńkich, szczegółowych obrazków o tematyce wszelakiej (ja oczywiście najbardziej lubię koty i abstrakcyjne groteskowe potworki) dosłownie wysysa myślową macarenę i wszelkie niepokoje i pozwala skupić ręce i mUsk na prostej w sumie, ale wymagającej uwagi robocie. Do tego wciąga tak, że niezauważenie mijają godziny, w czasie których, zamiast się zamartwiać/denerwować/stresować/nudzić/klepać bez sensu 984 level w kendi kraszu/wstaw dowolne tworzymy nasze własne dzieuo, które można, na przykład, wsadzić w teczkę i kolekcjonować z miłością. Można też oprawić w ramkę i rąbnąć sobie na ścianę (mam już chętnych, którym z ogromną frajdą wręczę taki prezencik). Ten sam obrazek można popaciać na tysiąc różnych sposobów w zależności od weny i humorku (te same wirki pomalowałam jednego dnia na barwną pstrokaciznę testując kredki rodzicielki, a innego całe na zielono. Dwadzieścia odcieni zielonego). Zdecydowanie nie nazwałabym też tego rozrywką dla dzieci (choć nie widzę przeszkód w daniu tego dzieckom, najwyżej pomalują 30 krateczek jedną kredką, kto im zabroni?), ogrom szczególików, postaci i nachodzących na siebie wzorków wymagają precyzji i solidnego skupienia się na kartce (aż nie ma czasu na myślenie o pierdołach!).
Przy okazji, przynajmniej jeśli o mnie idzie, jest to rozrywka całkiem towarzyska. Coś na kształt kółka gospodyń wiejskich, tyle że zamiast wyrywać pióra z kuprów zewłoków biednych kur i paplać, my kolorujemy i paplamy. Paplanie przy kolorowaniu jest jak najbardziej możliwe (o ile nikt nie rozpoczyna wątku polityki, astrofizyki czy biologii molekularnej i nie zadaje zbyt skomplikowanych pytań egzystencjalnych), ba, wręcz dostarcza nowych tematów, albowiem debata na temat odcienia fioletu, jaki najbardziej będzie pasował do końskiego tyłka (tak, kreatywność jest dobra. Lubimy kreatywność. Koński tyłek ma święte prawo na naszym obrazku być fioletowy, woda różowa, a kot składać się z czterdziestu kawałków we wszystkich kolorach tęczy. Jest to absolutnie bezdyskusyjne i każdy kolor w każdym miejscu pasuje, jeśli tylko pasuje autorowi do wizji twórczej/instynktownej/intuicyjnej) jest debatą nader częstą i pożądaną.
Dodatkowo, mnogość wzorów, dostępnych pozycji, stylów i tematów powoduje wewnętrzne kwiknięcia radości (ale też stanowi straszliwą pokusę dla zakupoholizmu, bo już mam całą listę "Must have!!!oneone") i szeroki wybór w zależności od preferencji i nastroju maziającego (wczoraj dzionek cały pracowicie maziałam tysiąc małych pokrak jadących na jednej dużej pokrace, dziś cierpliwości brak, więc zabawiam się malutkimi obrazkami pojedynczych zwierzątek, kwiatuszków, arabesek i inszego na-pół-godziny-stuffu), podobnie też mnogość kredek, kolorów i możliwych zestawień (pewnie jak nabędę zestaw 72 kolory z koh-i-noora to nadal będzie mi za mało. Typowo).
Póki co jadę na darmowych samplach z internetów i obrazkach ściąganych hurtowo z pinteresta, także następną razą porwę się na porządniejszy opis paru wybranych tomiszczy (jak je już z tego tryliarda wybiorę i potem wysępię od kogoś na urodziny - stara jestem, będę jeszcze starsza, trzeba mnie pocieszać, żegnajcie wyrzuty sumienia). Zresztą, tak po prawdzie, to w necie jest tego taki ogrom, że spokojnie wystarczyłoby mi na 300 lat, ale się człek szybko robi wybredny i kapryśny, no i nie bez znaczenia pozostaje np jakość papieru czy wydruku (no i samego obrazka).








2 komentarze:

  1. Ja Ci polecam Inwazję Bazgrołów - jakoś mnie te roślinki z Tajemniczego ogrodu nie jarają, za to malowanka z bazgrołkami jest świetna:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam, mam (na razie pirackie, ale ćśś, planuję kupno), zaiste są cudowne <3 (zresztą jeden nawet obfocony i wrzucony :) ). Ja w ogóle uwielbiam przeróżne "style" w zależności od nastroju, także nawet tym gorzej, bo zamiast mieć jedną malowankę mogłabym mieć z dziesięć i se kolorować wedle humorku jednego dnia arabski ornament, drugiego Doodla a trzeciego pierdyliard listków z zaczarowanego lasu XD. Następny kolorowankowy wpisio planuję właśnie poświęcić różnym autorom/publikacjom, także tym zagramanicznym, do których u nas dostępu ni ma poza samplami z netu, a są mega obłędne (typu pijane miasta czy cala seria o kotach <3 Mam też parę obrazków mega trudnych Doodli połączonych ze zwierzętami <3 )

      Usuń