wtorek, 13 października 2015

Sesyjnie [2] - Królowa Mórz Północnych, A Raczej Skalniaczka w Skaryszaku

Są takie osoby, z którymi na sesje zgaduję się latami. Odległość, brak piniondza, introwertyzm, lenistwo, a czas leci. Tak było i z Martą. Jak z wyliczeń nam wyszło, zgadywałyśmy się na zdjęcia niemal dwa lata. Jak wreszcie zjawiła się w Wawce na dłużej, umówiłyśmy się na mur, żelazo, beton. Stylówa przygotowana w najdrobniejszych szczegółach, spakowana, obie zwarte i gotowe czekałyśmy na godzinę zdjęć.
Fot. MartaMUA Marta
Więc oczywiście lało, pizgało i sesji nie było.
Marta niepocieszona wróciła "nad morze", a ja z pewną dozą obaw i lęków w sercu mym zerkałam na kurczący się zapas karteczek w kalendarzu. Innymi słowy lękałam się, że mnie przepizga i zawieje na śmierć, stylówa zaplanowana raczej letnia, a ja nie młodnieję i odporność coraz mniejsza.
Więc oczywiście nie bacząc na ziąb i ciężkie chmury spotkałyśmy się tydzień później.
Ale bez spoilerów...
Kole 8 dostałam smsa od wizażystki - "Bydzie sesja?". Nie wiem czy bydzie, za oknem plucha, stopni osiem, a pani fotograf szaleje fotograficznie na innej sesyi i nie wiem co robić. To czekamy. Pani fotograf zadecydowała, że choćby niebo nam się na łeb zwaliło, kosmici zaatakowali Skaryszak i oblazły nas wściekłe trzmiele - focimy!
No to jak focimy to focimy, i kole 15 zjawiła się u mnie Marta. Ale nie tamta Marta, tylko inna Marta, wizażystka, która usłyszała magiczne zdanie "zdaję się na ciebie", oczy jej się zaświeciły radośnie.

Fot. MartaMUA Marta(wraz ze mną pozuje Rozgwiazda Słodkowodna o imieniu
Zenobi. Jest moim przyjacielem, mieszka pod wodospadem w
Skaryszaku i żywi się żabami)
I kiedy pierwsza Marta wyżywała się twórczo na mojej twarzy, a druga Marta spóźniała, ja pozostawałam błogo nieświadoma losu, jaki mnie czekał już wkrótce :P.
Druga Marta dojechała, i okazało się, że tworzymy tercet bardzo egzotyczny, bardzo rechoczący i nadspodziewanie zgrany. Wariat wariata od razu pozna... pardą, artysta artystę.

I tak oto wyruszylim do wsi Zagubin na Kujawy białe, gdzie ziemia licha, piachy niebywałe... a nie, nie ta bajka. Do Skaryszaka wyruszylim, bo blisko.
I zimno.
Szybko się okazało, że obie niewiasty o szlachetnym imieniu bardzo pragną mnie roznegliżować, albowiem moa zacna stylówka podobno znacznie lepiej prezentowałabym się na mym równie zacnym gołym tzytzku.
Ale nic z tego [tu dajmy chwilę męskiej części publiczności na uronienie kilku łez]. Po wykonaniu lekkiego striptizu na środku parku skrzętnie owinęłam się tiulem i rozpoczęłam moknięcie. Stopni dziewięć, a ja w za dużych trzy rozmiary kaloszach pożyczonych od naszej nieocenionej wizażystki stoję i zbieram lodowate krople na plecy.
Muszę przyznać, że dawno się tak dobrze nie bawiłam.
Same foteły szły szybko i sprawnie, pożyczone buty uratowały mi dupę, Marta fociła, druga Marta trzymała blendę chichocząc jak dzika, a ja po kawałku robiłam się coraz bardziej mokra i zimna. Sesję zakończyłyśmy widowiskowo wlezieniem w całości pode wodospad - włos mokry oklapnięty widać, strumieni lodowatej wody lejącej mi się po tyłku - nie widać, pewnie to i lepiej. Tak czy siak warto było.
Potem, dygocząc, wylazłam z wody, wylałam z lewego kalosza pół litra wody, oddałam go prawowitej właścicielce, rozwaliłam sznur bursztynów, poowijałam się w bluzy, wykonałyśmy absolutnie normalne sesyjne selfie i pojechałyśmy do domów.
I nawet się nie pochorowałam.
Oby wincyj takich spotkań!
Stylizacja był to mój własny wynalazek, czyli ucieleśnienie mojej muszelkowej obsesji z ostatnich miesięcy. Opaskę zrobiłam ekspresowo, ale z dużym czepcem męczyłam się po kawałku prawie dwa tygodnie i jak zwykle "wydawało się, że będzie łatwo", a nie było. Ale jestem motzno zadowolona z efektu. Stylówy dopełniały sznury korali z muszelek, nabyte w lumpie, sznury bursztynów od babci, przedpotopowa sukienka nie pamiętam skąd i potężny kawał tiulu, będący pewnie niegdyś firanką.
Wszystkie zdjęcia wykonała MARTA MACHEJWizaż by MARTA CHOJECKA
Pozowanie, stylówka LADY ELBERETH czyli że ja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz