wtorek, 6 października 2015

Sesyjnie [1] - Jak zrobić dobre foty na warszawskiej Starówce...?

Mało piszę, bo mi się nie chce, choć w sumie mam o czym (nowe ciuchy, stare ciuchy, 10 przykazań vol. 2, wymądrzeń stosik i parę relacyj fotograficznych). Ambitnym by się chciało być, TFU!rczym, mądrze pisać, dowcipnie niczym i10 i z ripostą celną jak analizatorki blogasiów. Ale ni ma tak łatwo...
Podążę więc wytartą ścieżką działań mniej-więcej chronologicznych, a w meandry filozofii i historiozofii życia codziennego zagłębię się, jak mnie najdzie (wena).
Fot. Katarzyna Mikołajczak
Zaczęło się, a jakże... od wpisu na fejsiuniu. Kaśka (Polly poleca) poszukiwała dziobaków do sfocenia we Wawie, więc na spontanie zaproponowałam fotograficzne randez-vous po ponad rocznej przerwie.
A ponieważ na liście "To do" mam dwadzieścia osiem pomysłów, to... zrobiłyśmy coś kompletnie innego.
No bo kto artyście zabroni? 
Miała być jedna stylówka, ale ponieważ nie mogłyśmy się zdecydować, która - wzięłam obie.

I tak oto z tobołem, który chyba miał ukrytą skrytkę, do której ktoś naładował ukradkiem kamieni (sirisli, pojęcia nie mam, co ja tam upakowałam, że cholerstwo było takie ciężkie. Dwa tygodnie później wiozłam sześć stylizacji i były lżejsze niż te dwie...), w sobotę, w godzinach, w których "normalni ludzie" wracają z imprezy, ziewając niemiłosiernie, znalazłam się na schodkach pod Zygmuntem (pomnikiem, w sensie), występując w charakterze żula (ilość tobołów + koloryt cery...).
Fot. Katarzyna Mikołajczak
Fot. Katarzyna Mikołajczak
Ale mimo popsucia połowy ujęć ziewaniem, Starówkę przed siódmą rano w weekend znalazłam jako wybitnie inspirującą. Za tymi wszystkimi ludźmi, którzy zwykle się tam pałętają, schowane jest całkiem ładne i klimatyczne miejsce. Poza kilkoma żulami i kilkoma spóźnionymi imprezowiczami nie spotkałyśmy w zasadzie nikogo, zwłaszcza w początkowych chwilach sesji.
Podczas łażenia po malowniczych uliczkach z tym nieszczęsnym tobołem nawet spanie mnie odeszło.
Pomysłów też w sumie nie brakowało, choć pojawiały się spontanicznie i wynikały raczej z "O, pacz, fajne drzwi. O, uliczka!".
Tu akurat jest steampunkowo...
dosłownie ;)
Fot Katarzyna Mikołajczak
Stylówa nr 1 była na życzenie panifotograf steampunkowa. A w zasadzie to nawet nie steampunkowa, a po prostu brązowa, bo atrybutów steampunku w sumie w niej ni ma... Zegarkami poobwieszać się zapomniałam, trybiki do niczego mi nie pasowały, ot, oto co się dzieje, jak goci odkryją kolor brązowy ;) . Spódnica z lumpeksu, na halce z allegro, gorset dostępny kiedyś w ofercie Restyle, bluzka z targu staroci, lenonki z targu staroci, kamea sprezentowana, gogle z Dracula Clothing sprezentowane milion lat temu - nie do zdarcia :D, pożyczone bolerko i cylinder z wyprzedaży teatralnej (odpada mu rondo, a co się będzie... staroć straszny, ale jest zajebisty). Do tego stos rupieci wszelakich, bo robię się leniwa i niekreatywna i stara i w ogóle zuo i z tegoż lenistwa lubię coś trzymać w łapach do zdjęć. Nie trzeba myśleć, co z łapami zrobić, jeden problem mniej. Stara jestem, wolno mi ;) . Poza tym mam kupę fajnego rupiecia w domu i niech się przyda do czegoś poza zaspokajaniem mojej chomiczej natury. Świecznik-smok, książka gotykiem po niemiecku pisana i takie tam.

Fot. Katarzyna Mikołajczak
Stylówka druga ociekała mhrockiem i ghothykiem. Byłyśmy już jednak zmęczone, kofeina z organizmów wyparowywała w tempie ekspresowym, nie mogłam znaleźć ulubionych schodków, ludzie zaczęli się wyłaniać z nor, do tego stary gorset był pieruńsko niewygodny (że też ja kiedyś w tych tubach byłam w stanie dwanaście godzin chodzić...). Efektem tegoż nieszczęśliwego splotu okoliczności było to, że na drugą stylizację poświęciłyśmy z pół godziny, nie więcej, i części gadżetów nie wykorzystałam. Stylówka miała być jak najbardziej goticka w swym gotyku (żałuję, że nie wzięłam przygotowanego na inszą sesję welonu, sesja się nie odbyła, welon leży). Czyli wszystko czarne i mhroczne jak listopadowa noc w Pcimiu Dolnym, ozdobna tiulowo-satynowa spódnica na halce (kiedyś w Restyle), żakardowy gorset (tuba, spadać), bluzka z koronkowymi szerokimi rękawami (dostana w prezencie), koronkowe mitenki od Basi Dumańskiej i hendmejdowy dusik z czachą mejd baj ja. No i uwielbiana przez wszystkich narzutka wiktoriańska, koronkowa, w ogóle cacunio. Najbardziej zależało nam na fotce z bluszczem, który udało się znaleźć dość szybko. 
Gdy zaczęłam się w tej cholernej tubie dusić, schodków nadal nie mogłyśmy znaleźć i zeżarłyśmy wszystkie zapasy spożywcze, w zgodzie i zadowoleniu rozeszłyśmy się do domów odespać.
Bardzo lubię takie sesje, połączenie spontana z konkretami, świetna luźna atmosfera podczas zdjęć i równe zaangażowanie wszystkich obecnych. Warto też było się zwlec na tak pogańską godzinę, bo okazuje się, że tak niby oklepana miejscówa jak Starówka kryje w sobie wiele uroku.
Ogółem, ciąg dalszy pewnie nastąpi ;). 
Na deser jeszcze kilka fotek.
Wszystkie  zdjęcia wykonała Katarzyna Mikołajczak
Wszystkie ciuchy, dodatki, gadżety, stylizacje i morda należą do mnie czyli Lady Elbleble 



2 komentarze: