czwartek, 13 sierpnia 2015

Nowości ciuchowe vol.1

Pomiędzy dziewięcioma napoczętymi miesiąc temu mundrymi, ambitnymi postami pełnymi (w planach) celnych wniosków, obserwacji i inszych spostrzeżeń na temat światka fotograficznego, filmowego i światka w ogólności (kiedyś je skończę), w oczekiwaniu na "wenę" i korzystając, że wreszcie nie jestem wampirem zapiekanym w sosie własnym - przylansuję się szafą. Tzn nowościami w tejże, albowiem Lumpexia, Bogini Odzieży Używanej W Dobrym Stanie I Polowania Na Okazje Życia była w ostatnich miesiącach dla mnie bardzo łaskawa i udało się za relatywnie całkiem przyjemny pieniążek wzbogacić biedne, przeciążone szafy o kilka perełek (szafy wkrótce założą związek zawodowy i w ramach strajku przygniotą mnie śmiertelnie stosem ciucha) (proszę nie pytać, gdzie udało mi się zdobyć kiecuchy, żadnej nie znalazłam w H&M :P Część wyszperana w lumpeksach, część w internetach na allegrach i vintage-wyprzedażach online. W większości przypadków, co gorsza, nie pamiętam które gdzie :P ).

Zakupoholizm powinno się leczyć.
Ok, a teraz obrazki.
Jedna z kiecuszek zdążyła już polecieć z Nicholasem do Jersey. Urocza pensjonarka w groszki, jak dla mnie 2w1, bo tył na przód nosi się równie fajnie :D. Jakiś zabytek, metki nie przetrwały próby czasu, ale kieca daje radę.
Fot. Nicholas Javed , mod. Filipa Dias
Kolejne fotełe nie będą już takie ładne. Głównie dlatego, że nie umiem robić zdjęć, ale także dlatego, że mam w domu trzy aparaty i żaden nie działa, pozostało mi więc focenie telefonem.

Choć na zdjęciu nie widać, to nie koszula nocna, tylko lejąca się suknia w kolorze.... eeee.... brzoskwiniowym? Łososiowym?Jakimś dziwnym :P. Fajny ma krój.
To pistacjowe cudo, które na zdjęciu wyszło jak kitel szpitalny (btw kitel szpitalny też kupiłam ostatnio) trzeba będzie wprawdzie na modelkach upinać klipsami do papieru, bo wielkie, ale naprawdę fajne (ale chyba musicie mi uwierzyć na słowo)
Półprzezroczyste, bardzo zwiewne, bardzo falbaniaste i bardzo różowe (to ostatnie to akurat mogłoby sobie jak dla mnie odpuścić). Chyba dawno temu była to koszula nocna, ale na dole jest szersza niż połowa moich spódnic. Dużo, dużo falbankuf, koronkuf i w ogóle "noc poślubna księżniczki Aurory" style.

Trochę weselna, ale coś się pomyśli.Duuużoooo ciężkiej materii, tiule na tzytzu, coś się doda i będzie elfio.

A to lejące sie, obfite w czarne szyfony i niestety różowe satyny i frędzelki cudo jest, o dziwo, niesamowicie wygodne, więc przez jakiś czas snułam się w tym jak mroczna Buka po mieszkaniu.

Tu, mam wrażenie, kupiłam niestety tylko połowę kreacji. Góra jest obłędna, zapinana na haftki, starannie zdobiona, z miękką podszewką, jakiś kostium teatralny stary jest to zaprawdę i zaiste. Ale dół wygląda jak cienka halka, sądzę więc, że była do tego jeszcze jakaś spódnica lub "fartuch". Ale że "zestawu" nie było, pozostaje mi dół dorobić własnymi ręcami lub kompletować z czymś innym z szafy.

Kolejny dowód na to, że Apolon nie umie robić zdjęć. W realu, po mojemy dizajnerska trochę futurystyczna kieca, z syrenim trenem, "baskinką" i wogle. U mnie na fotach wygląda przaśnie i nieciekawie :(

A ten nie kupiłam ino dostałam od Moniki , ale jest zacna, to też się pochwalę przy okazji.

To cudo kupiłam w lumpeksie i zakochałam się tak totalnie, że chyba jak upały miną to zamienię się w hipstera i będę w tym śmigać po mieście. Miękka, na maksa wygodna bawełna, staranne hafty.... no cudo!

Taka tam orientalna szata. Workowata trochę, więc chyba się pobawię w przeróbki.

Straszliwy zabytek, nadgryziony zębem czasu mocno. Nie wiem czy ktokolwiek się odważy robić w niej sesje, ale mam słabość do zabytków.

Chyba największa perełka, baśniowo-bajkowo-balowa w latach 90 :P. Kolorek ma dosyć straszliwy, ale oprócz tego bufki, multum księżniczkowej spódnicy do halek i fajne zdobienia przy tzytzu. "Poczuj się jak księżniczka" or sth.
Tak, to sukienka z siatki. Przezroczysta. Omnomnomnom. (wzorek z tyłu jest wzorkiem należącym prawnie do szafy, nie do sukienki)

A to koronkowa kieca, którą się chwaliłam już wpis wcześniej. Trza przyznać, ze lepiej się prezentuje na mnie.

Tu stety-niestety wina wieszaka, nie "fotografa", ale sukienka jest zacna (chyba nigdy się nie odważę jej założyć, ale taki tam szczegół). Tjahm, ma dziury na polędwiczkach.

Wreszcie mogę zrobić cosplay Wednesday Addams.

Jakby mi ktoś parę lat temu powiedział, że ja będę śmigać w takiej kiecy po mieście...
Dużo, dużo mięciutkiej, butelkowozielonej spódnicy. Tylko ma dzwoneczki na sznureczku, chyba się muszę pozbyć tego dziadostwa.

Obcisły as hell lack. Wątpię, że kiedykolwiek się odważę w niej wystąpić, ale jest obłędna.

Imprezowe cacunio typu "Polly znów świeci półdupkiem" Dolna warstwa jest bardzo mikromini, górna koronka dość prześwitująca. Przy pierwszej okazji idzie ze mną na bałnsy. No i muszę się pochwalić - ręcami własnemi naprawiłam w niej suwak. No i co z tego, że chałupniczo. Działa? Działa.

Za skórzaną (tudzież "ekoskórzaną") mini łaziłam lata całe, wreszcie znalazłam leżącą na mnie idealnie, więc nie bacząc na koszta nabyłam. Tyko ten pasek mnie wkurwia, ale niestety wszyty mocno, trwale i trzyma się jak smark buta.

Tym bym się pewnie nie chwaliła aż tak, gdyby nie fakt, że świetnie skrojoną koszulę chyba dobrej firmy ("Stradivarius"? Ze skrzypcami mi się kojarzy, ale zacnymi) i w zacnym kolorze, nówkę sztukę z metkami znalazłam za złotówkę.

Obsesja pionowych biało-czarnych paseczków nie jest u mnie niczym nowym, dlatego owe paskowe, burtonowe, bufiaste cudeńko przytuliłam czule do łona za całe dwa złote i kochać będę ogromnie.

Falen Endżel z piórkiem wieje kiczem motzno, ale uległam metce. Któż nie chciałby koszuli Spiral Direct za 2zł?

Moja słabość do tiszertów z kretyńskimi nadrukami kiedyś mnie zgubi. Raczej nie planuję w niej chodzić na podryw.

Last but not least. Z torebkami zawsze mam ogromny problem, podoba mi się jakaś mniej więcej raz na pięć lat, no nie lubię torebek, najbardziej nie lubię torebek kupować, bleh. Dlatego wygrzebana w lumpie bawełniana torba z Draculą zrobiła mi dobrze (bo mój staroć z Living Dead Souls niestety kończy żywot już)

Myślę, że ta grafika perfekcyjnie oddaje moją osobowość.

Żeby nie było, są to zdobycze z kilku miesięcy, nie z jednego spaceru ;). Jest jeszcze wiktoriańska koszula, za jaką łaziłam parę lat i wreszcie się udało, ale zapomniałam pofocić, a teraz już mi się wstawać nie chce.
Na drugi rzut pójdą pewnie najlepsze dary Lumpexii ever. Nagrody przydzielać będę w dwóch kategoriach - "Najlepsze Wyszperane W Lumpeksach" i "Najlepsze Z Apolonowej Szafy W Ogóle" :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz