![]() |
| Fot. MartaMUA Marta |
Marta niepocieszona wróciła "nad morze", a ja z pewną dozą obaw i lęków w sercu mym zerkałam na kurczący się zapas karteczek w kalendarzu. Innymi słowy lękałam się, że mnie przepizga i zawieje na śmierć, stylówa zaplanowana raczej letnia, a ja nie młodnieję i odporność coraz mniejsza.
Więc oczywiście nie bacząc na ziąb i ciężkie chmury spotkałyśmy się tydzień później.
Ale bez spoilerów...
Kole 8 dostałam smsa od wizażystki - "Bydzie sesja?". Nie wiem czy bydzie, za oknem plucha, stopni osiem, a pani fotograf szaleje fotograficznie na innej sesyi i nie wiem co robić. To czekamy. Pani fotograf zadecydowała, że choćby niebo nam się na łeb zwaliło, kosmici zaatakowali Skaryszak i oblazły nas wściekłe trzmiele - focimy!
No to jak focimy to focimy, i kole 15 zjawiła się u mnie Marta. Ale nie tamta Marta, tylko inna Marta, wizażystka, która usłyszała magiczne zdanie "zdaję się na ciebie", oczy jej się zaświeciły radośnie.
![]() |
| Fot. MartaMUA Marta(wraz ze mną pozuje Rozgwiazda Słodkowodna o imieniu Zenobi. Jest moim przyjacielem, mieszka pod wodospadem w Skaryszaku i żywi się żabami) |
Druga Marta dojechała, i okazało się, że tworzymy tercet bardzo egzotyczny, bardzo rechoczący i nadspodziewanie zgrany. Wariat wariata od razu pozna... pardą, artysta artystę.
![]() |
I zimno.
Szybko się okazało, że obie niewiasty o szlachetnym imieniu bardzo pragną mnie roznegliżować, albowiem moa zacna stylówka podobno znacznie lepiej prezentowałabym się na mym równie zacnym gołym tzytzku.
Ale nic z tego [tu dajmy chwilę męskiej części publiczności na uronienie kilku łez]. Po wykonaniu lekkiego striptizu na środku parku skrzętnie owinęłam się tiulem i rozpoczęłam moknięcie. Stopni dziewięć, a ja w za dużych trzy rozmiary kaloszach pożyczonych od naszej nieocenionej wizażystki stoję i zbieram lodowate krople na plecy.Muszę przyznać, że dawno się tak dobrze nie bawiłam.
Same foteły szły szybko i sprawnie, pożyczone buty uratowały mi dupę, Marta fociła, druga Marta trzymała blendę chichocząc jak dzika, a ja po kawałku robiłam się coraz bardziej mokra i zimna. Sesję zakończyłyśmy widowiskowo wlezieniem w całości pode wodospad - włos mokry oklapnięty widać, strumieni lodowatej wody lejącej mi się po tyłku - nie widać, pewnie to i lepiej. Tak czy siak warto było.
Potem, dygocząc, wylazłam z wody, wylałam z lewego kalosza pół litra wody, oddałam go prawowitej właścicielce, rozwaliłam sznur bursztynów, poowijałam się w bluzy, wykonałyśmy absolutnie normalne sesyjne selfie i pojechałyśmy do domów.
I nawet się nie pochorowałam.
Oby wincyj takich spotkań!
Stylizacja był to mój własny wynalazek, czyli ucieleśnienie mojej muszelkowej obsesji z ostatnich miesięcy. Opaskę zrobiłam ekspresowo, ale z dużym czepcem męczyłam się po kawałku prawie dwa tygodnie i jak zwykle "wydawało się, że będzie łatwo", a nie było. Ale jestem motzno zadowolona z efektu. Stylówy dopełniały sznury korali z muszelek, nabyte w lumpie, sznury bursztynów od babci, przedpotopowa sukienka nie pamiętam skąd i potężny kawał tiulu, będący pewnie niegdyś firanką.
Wszystkie zdjęcia wykonała MARTA MACHEJWizaż by MARTA CHOJECKA
Pozowanie, stylówka LADY ELBERETH czyli że ja.







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz