niedziela, 7 lutego 2016

Nowości ciuchowe vol. 4

Powoli nie możemy na siebie z Hermenegildą patrzeć. Focenie, uwierzcie, po trzysetnym manewrze "zdejmij z wieszaka --> wciśnij na manekin --> fotka z przodu --> fotka z profilu --> zmiana ustawień --> popraw tło --> repeat --> zdejmij z manekina --> rzuć na coraz większy stos" robi się naprawdę, ale to naprawdę nudne. Umilam więc sobie czas tworzeniem improwizowanych stylizacji, ubieraniem się w przypadkowe elementy odzieży i śpiewaniem neapolitańskich pieśni miłosnych.
No dobra, z tymi pieśniami to trochę przesadzam, ale za kilka dni pewnie z nudów zacznę.
Śniegu jak nie było, tak i nie ma... a poszłabym na foty. Taka pogoda, jaką mamy za oknami jest jedyną, ale to jedyną pogodą, na którą nie mam żadnej koncepcji. Błoto, szare pośniegowe grudy z lodu i syfu, deszcz, nawet jak plus 7 to i tak odczuwalna -2... jedyne, co mi przychodzi na myśl, to stylizacja typu waciak, walonki i flaszka bimbru w ręce i robimy klimaty "zapadła wieś lat 70 i 80 w dramatach polskich".
Tylko jakoś mnie to mało kręci.Jedziemy z koksem, panie i panowie, kolejna porcja próżności.
Improwizowana stylizacja (w zasadzie to dwie nawet) z użyciem militarnej koszuli z pagonami (cholercia, nie widać tych pagonów tutaj), którą przypadkiem upolowałam w lumpeksie. Koszula sama w sobie jak widać prezentuje się tak sobie (poza pagonami. Uwielbiam pagony), ale w połączeniu z ołówkową spódnicą i krawatem, czy w wersji trógoth z gorsetem i ozdobną spódniczką daje mniami efekt.

czwartek, 4 lutego 2016

Nowości ciuchowe vol. 3


Kolejna porcyjka fotek (wrzucam tu na bieżąco dla motywowania samej siebie, no i nadal nie mam koncepcji w jakiej formie zrobić katalog). Usiłowałam nawet podzielić te stosy nowości z ostatniego pół roku w jakieś tematyczne stosiki, ale logistyka przedsięwzięcia mnie odrobineńkę przerosła, kontynuuję więc wrzucanie jak leci. Z tego co czeka na obfocenie pewnie powstaną jeszcze z trzy wpisy (i, mam nadzieję, przerwa, bo przysięgłam sobie na wielkich przedwiecznych przystopować z łowami).
Takie tam wiktoriańskie steampunki z lumpeksia. Brązów, stójek i koronek w mojej szafie nigdy dość! (szafa ma inne zdanie)

poniedziałek, 1 lutego 2016

Nowosci ciuchowe vol. 2

Zgodnie z obietnicą, część druga nabytków. A że mi "się zeszło" (samo, oczywiście) pół roku od ostatniego chwalipięctwa, to te nowości są nie wszystkie takie znowuż nowe w mej szafie. Uwieczniam na fotografiach sprzętem mym zarąbistym w kolejności nie chronologicznej, a takiej, w jakiej udało mi się me skarbeńki wygrzebać (jeśli kogoś nurtuje pytanie gdzie ja to wszystko mieszczę, spieszę z odpowiedzią - nie mieszczę).
Bez zbędnego gadania, lecim z fotkami.
Jeden z najcenniejszych łupów, przy okazji pewnie jedna z największych perełek w szafie. Zielona satyna, czarna gipiura i multum czarnej koronki, stara robota, pewnie jakaś maturzystka śmigała 30 lat temu. Zachwycam się jak rzadko kiedy. Dodatkowym plusem jest to, że kiecka jest fabrycznie dwuczęściowa, więc mogę zarówno ją wykorzystać w całości, jak i łączyć w inne zestawy.